WZLOTY I UPADKI

Image

 

Tak się składa, że zawsze miałam tendencje do tycia. Owszem, jest to świetna wymówka: „jestem gruba i będę gruba, czy zjem batonika czy go nie zjem”…. „Zjadłam już jedno ciastko, zjem i drugie- w końcu i tak tyję”…. Na ruch sprecyzowany jakoś nigdy nie wystarczało mi czasu i ochoty- z naciskiem na „ochoty”. Jako dziecko byłam słodkim pulpecikiem… Już samo zestawienie tych słów przyprawia o mdłości, a jednak na studiach było jeszcze gorzej. Stres i masa zajęć stawały się przeszkodą w jedzeniu w ciągu dnia, a potem jak maratończyk tuż przed metą biegłam w wyciągniętymi rączkami (łapami!) do lodówki, gdzie czekały na odgrzanie prawdziwe polskie i domowe pierogi ruskie! Moja waga na trzecim roku studiów pokazała nic innego jak 70kg!… Potem była miłość, ruch wynikający z radości życia i 12 kg straciło się samodzielnie, bez mojej świadomej ingerencji, ale z przyzwoleniem na normalne jedzenie wszystkiego! I teraz jest raz lepiej, raz gorzej: od 55 do 57kg, a marzeniem jest 51-52. Da się zrobić? Da się! Tylko teraz tak:

1.Wyeliminować wrogów: słodycze (dopuszczam okazjonalne spożycie ciasta domowego wypieku w ilości nie przekraczającej jeden mały kawałek!), tłuszcze poddawane smażeniu- przecież bez tego naprawdę da się żyć!, pieczywo z piekarni- zero białego chleba, ciemne pieczywo dopuszczam do spożycia w sytuacjach kryzysowych, zamiast tego do kolacji 2 kromeczki „wasy graham”,cola i inne hedonistyczne napoje- z dumą ogłaszam, że nie piję coli od 1. stycznia 2013- jest to dla mnie ogromny wyczyn, ale daję radę. Dr. Peppera też już nie wyznaję:), podbieranie jedzenia z lodówki, szafki, talerza mężowskiego– no tak, bo zwykle czegoś nie chcę, a zaraz potem wyjadam Mężowi to, co jego- on jest głodny, ja gruba, a przecież o małżeństwo trzeba dbać i o zgodę w nim zabiegać!:), dojadanie między posiłkami– sprawa na tyle oczywista, że aż wstyd o tym pisać, ale muszę sobie to uzmysłowić, wracać do tego, pamiętać, bo niestety czasami podjada się od niechcenia, bo krakersiki w miseczce albo Liony z Biedronki (niesmaczne przecież!) w koszyku…

2. Ruszać rękami, nogami, tułowiem- tak, prowadzę bardzo, bardzo, bardzo siedzący tryb życia- generalnie siedzę za biurkiem, stołem, na kanapie, na krawężniku, przy tym mówię, nauczam, mądrzę się okropnie, piszę, czytam, ręce załamuję, głową kiwam- i to by było na tyle z ruchu. W bloku mam windę, do pracy mam blisko, a na moje szczęście pewien kardiolog jakieś 5 lat temu orzekł, że mam niedomykalność zastawki, więc hulaj duszo, ruchu nie ma!… Aż tu ekg pokazało: biegać możesz, pływać możesz, wszystko możesz, ale z umiarem. No i karnet od brata, gdybym jednak nie zechciała uwierzyć polskiej służbie mojego zdrowia:) Winda na schody- siaty w łapę, a autobusach mpk zrobię miejsce starszym i przebieżę ten straszny dystans dwóch przystanków!

3. Nie ulegać pochodzącym z zewnątrz teoriom: Wyglądasz dobrze. Pewnie, że dobrze wyglądam, powiedziałabym, że za dobrze:) Jednocześnie nie popadać w skrajności, bo wiem, że schodzenie poniżej 50kg w moim przypadku nie jest konieczne, a może stać się niebezpieczne, bo jest granica, której przekroczenie odbiera z kilogramami kawałek mózgu odpowiedzialnego za rozsądek… Tak więc, Mamuś, don`t worry:)

4. Ważyć się i mierzyć. No trudno- co się okaże, to się okaże. Dziś stanęłam nad przepaścią swojej wagi, no i musiałam łyknąć te 57kg, no musiałam. Łyknęłam,niedobrze mi:)

                             Trzeba zwrócić te 5 kg. Daję sobie na to dwa miesiące. Rozsądnie i zdrowo.

              Proszę o rady, wskazówki, pomysły na posiłki i ćwiczenia.

 

 

4 myśli nt. „WZLOTY I UPADKI

  1. A ja Ci daję max. 1,5 miesiąca, jeśli nie miesiąc na całą akcję – 5 kg to niedużo, ale wiem, że może zepsuć samopoczucie 😉 A ile masz wzrostu? Pytam, bo u mnie zaledwie 5 kg w górę czy w dół średnio w ogóle widać, ale może na niższym ciele 😉 widać bardziej.

    • Z chęcią przyjmę 1,5 miesiąca a nawet miesiąc zamiast dwóch:) Mam 158cm, jak znam życie efekty najbardziej będzie widać na twarzy, szyi, ramionach,talii, a straszny dół nadal pozostanie straszny;)

  2. Obiad wyglada na pyszny, chetnie bym zjadla;) a nawet dodalabym troche morskiej soli do tego szpinaku, wlasciwie tylko po to aby nie był on przykry w jedzeniu, bo wole sie odchudzac ze smakiem.Wtedy jest mi znacznie łatwiej. Ale to oczywiscie kwestia smaku. Z „dołem” jest zawsze najtrudniej ale ten karnet na silownie na pewno da „mu” rade;)

Dodaj odpowiedź do Gabi Anuluj pisanie odpowiedzi